Zapierająca dech w piersiach.
Kontynuacja losów ziemskiego komandosa Vuko Drakkainena, Filara z klanu Żurawia oraz reszty Nocnych Wędrowców.
Nocni Wędrowcy wyruszają na poszukiwanie i sprowadzenie do Lodowego Ogrodu Pani Bolesnej. Wpadają w pułapkę. Czyniąca wraz z Filarem trafia w ręce Węży. Jednak Nocni Wędrowcy wyznają tylko jedną zasadę "Nikt nie zostaje porzucony. Razem wyruszamy i razem wracamy, nawet martwi". Rozpoczyna się wyścig z czasem.
W Lodowym Ogrodzie ruszają przygotowania do wojny, która jest już nieunikniona. Na domiar złego, w mieście, co chwilę wybuchają zamieszki. Do Ogrodu docierają wyznawcy Podziemnej, którzy zaczynają siać wrogą propagandę i strach wśród mieszkańców. Skutecznie. Przybywają tam również szpiedzy Węży. Okazuje się, że na miejscu znajdują groźnego sojusznika, którego Vuko od dawna uważał za martwego.
Jedno jest pewne, van Dyken i Freihoff z każdą sekundą rosną w siłę i nie przebierają w środkach. Zrobią wszystko, żeby zniszczyć swoich przeciwników. W efekcie cały świat pogrąża się w pożodze ognia i krwi niewinnych ludzi. Czas biegnie nieubłaganie. Powoli kończą się opcje i możliwości.
Jest tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Ale od czego mamy Pieśni Bogów?
Książka to prawdziwy ROLLER COASTER. Fabuła mknie z prędkością światła z górki, jeden zakręt, drugi zakręt, trzeci zakręt, po czym nagle zwalniamy i wjeżdżamy powoli pod górkę, wsłuchując się w dźwięk turkotu kółek jadących po szynach. Uff, chwilka na oddech. Kiedy wydaje nam się, że już nic nas nie spotka i spokojnie dojedziemy do końca, okazuje się, że przed nami jest pętla i nagle wszystko wywraca się do góry nogami. I tak przez ponad 850 stron!
Autor wyrwał mi serce, które przez całą książkę trzymał w swojej dłoni. W bezlitosny sposób bawił się ze mną, z moimi emocjami, uczuciami i sumieniem. I z perspektywy jednego dnia, jestem w stanie powiedzieć, że strasznie mi się to spodobało :) Czasami byłam zła, zirytowana, w moich żyłach płynęły gniew i chęć zemsty, czasami było mi smutno, żal i nie raz płakałam. W wielu przypadkach nie byłam w stanie powstrzymać uśmiechu na twarzy czy wręcz śmiechu na głos ("To mówiłem ja, Nitj’sefni. Łubu-dubu..." str. 142) Pan Grzędowicz jest mistrzem w kreowaniu napięcia, tworzeniu fabuły pełniej szybkich zwrotów akcji, jak i również w generowaniu spokojnych opisów miejsc czy postaci.
Bohaterowie jak zwykle dopracowani, co do ostatniego szczegółu. Vuko staje na wysokości zadania i cofam wszystko, co do tej pory złego o nim powiedziałam (napisałam) i pomyślałam. Staje się Pieśniarzem, generałem, strategiem, komandosem, skrytobójcą, przyjacielem i kochankiem. Filar nie jest już chłopcem, którego poznajemy na początku serii. Jest mężczyzną, wojownikiem. Wojna zmienia wszystkich, czasami na lepsze (daje możliwość heroicznych czynów). Ale tylko czasami. Musze jednak przyznać, że postać młodego cesarza w tym tomie trochę zbacza na drugi tor i blednie przy postaci Vuko. Bardzo polubiłam całą kompanię Nocnych Wędrowców i nawet w pewnym momencie (nie wierzę, że to piszę) było mi żal Szkarłata. Tak naprawdę, nie ma postaci dobrych i złych, czarnych albo białych. Każda z nich ma swoje dobre jak i złe oblicza, jest pełna różnych odcieni szarości. Wszystkie postacie budzą, w czytelniku takie, a nie inne emocje. Czasami nagle, w trakcie czytania, zmienia się swoje odczucia. I to strasznie mi się spodobało. Autor, w tym przypadku również zasługuje na uznanie.
Bardzo spodobał mi się również styl i język jakim posługuje się pisarz. Książkę czyta się płynnie. Inaczej. Zapominamy, że czytamy. Po prostu "się dzieje".
Szczerze, najgorsze było ostatnie 100 stron. Książkę odłożyłam i czekałam. Czekałam na chwilę odwagi, by po nią sięgnąć i ją skończyć. "Pan Lodowego Ogrodu, tom 4" należy do tych książek, w których do ostatnich stron nie jesteśmy w stanie przewidzieć zakończenia, a to zmierzało w całkiem przeciwnym, niż planowałam, kierunku. Jakie było zakończenie? Skończyło się tak, że doszłam do wniosku "Jaka byłam głupia i zaślepiona pisząc poprzednie recenzje!". Naprawdę. Wszystko, co wydawało mi się słabymi punktami, okazało się niezbędne i takie jak miało być. Logiczne. Oprócz tego padło kilka razy "nie": NIE, NIE, NIE (z łezką w oku), NIE (w stylu "wow!"), NIE (ze wzruszenia) i ostatecznie dwa NIE, NIE (jak to? pełne zdziwienie). Autor jak zwykle mnie zaskoczył i CHWAŁA mu za to.
Na uwagę zasługuje również wydanie. Ksiażka stylizowana jest na starą księgę, oprawioną w skórę, z czerwoną tasiemką zamiast zakładki. Robi wrażenie. Po raz kolejny muszę napomknąć o grafikach, które do tego wydania stworzył Dominik Broniek. Fajnym dodatkiem jest również Słownik języków Midgaardu. Wszystko to tworzy taką klimatyczną otoczkę wokół całej historii zawartej w książce. Duży PLUS! (chociaż w wydaniu raz jest pomyłka w stronach, ale nie jest to bardzo kłopotliwe)
Muszę
jednak przyznać, że w porównaniu do tomu 1 (a niestety nie jestem w
stanie uniknąć porównań) ten tom nie jest tak odkrywczy, nowatorski,
zaskakujący i powalający. Jest po prostu BARDZO DOBRY, ale nie
genialny.
Pozostaje na długo w pamięci. Jest tak dobra, że nie wiem jak ją opisać nie umniejszając jej w żadnym aspekcie.
NA PLUS:
- genialna fabuła, dopracowana i zaskakująca, tworząca logiczną całość
- zmieniające się tempo akcji
- niespodziewane zwroty wydarzeń
- niejednoznaczni bohaterowie, budzący wielu uczuć w czytelniku
- niesamowity świat Midgaard, pełen niespodzianek i możliwości
- bezlitośnie gra na ludzkich nerwach, emocjach, uczuciach i sumieniu
- zakończenie
- język i styl autora
- długo pozostaje w pamięci czytelnika
- pozostawia iskierkę nadziei
- wydanie (okłada stylizowana na starą księgę)
- ilustracje zawarte w ksiażce
- zamieszczony Słownik języków z planety Midgaard
- nie dorównuje "Panu Lodowego Ogrodu, tom 1"
Pan Lodowego Ogrodu, tom 4. Grzędowicz Jarosław, Fabryka Słów sp. z o.o., Wydanie I, Lublin 2012
Cena: ok 50 zł
Dziękuję za podesłanie linku do recenzji :)
OdpowiedzUsuńZostała dodana do wyzwania "Czytam Fantastykę"
pozdrawiam serdecznie ;)